Nadchodził dzień, w którym wszystko zmieniało się. Było to
święto obchodzone przez Poświęcone Ciemności. Jedną z nich,
tych najpiękniejszych istot była Lilith. Kobieta o długich,
sięgających pasa, kręconych, ognistorudych włosach. Czarne
tęczówki były kontrastem dla bardzo jasnej cery. Była wysoka, tak
jak każda istota pochodząca z jej rasy. Szczupłe ciało było
gibkie i wyćwiczone. Mogło wydawać się, że jest niegroźna, ale
prawdziwe oblicze Lilith można było zobaczyć tylko raz – tuż
przed swoją śmiercią. Jeśli ktoś chciał o tym usłyszeć,
kobieta odpowiadała mu lekkim uśmieszkiem. Uśmieszkiem, który nie
wróżył nic dobrego, to wyjaśniało niemal wszystko, a rozmówcy
nagle przechodziła chęć poznania tajemniczej siły, którą
dysponowała rudowłosa. Rytuał należał do jednego z najstarszych
obrzędów obchodzonych przez te istoty. Znany był tylko im, chociaż
legenda głosiła, że kiedyś pewien mężczyzna również miał
okazje go obserwować, ba!, nawet uczestniczyć w nim. Nikt nie
wiedział ile było w tym prawdy, ale stare kroniki podawały, że
takie zdarzenie miało miejsce. Teraz nikt nie odważyłby się im
przeszkadzać. Tak było bezpieczniej. Dużo bezpieczniej. Nie
narażanie siebie na gniew bogów było bardzo mądrym rozwiązaniem.
Krążyły plotki, że podczas właśnie tej uroczystości składano
w ofierze bogini Aks, żywą osobę lub zwierzę. Pytane o to
Poświęcone Ciemności nie zaprzeczały ani nie potwierdzały tej
informacji, a kroniki wcale nie mówiły wiele. Opisywano ten rytuał
jako pełen perwersji, przemocy i dziwnego rodzaju miłości akt.
Odprawiany był dwudziestej północy każdego miesiąca, w głębi
puszczy, pośród samych cieni, które pilnowały aby nie przerywał
im nikt z zewnątrz. Następnego dnia kobiety biorące udział w tym
całym przedstawieniu wracały do swojego życia, tak, jakby nic
nigdy się nie stało. Błogosławieństwo bogini Aks przydawało się
w codziennym życiu. Aks była patronką kobiet, tylko i wyłącznie,
żaden mężczyzna nie miał prawa otrzymać jej błogosławieństwa
i wstawiennictwa w modlitwach. Kult Aks utrzymywał się już od
niemalże pięciu tysięcy lat, jednak z każdym rokiem ubywało jej
wyznawczyń, co nie oznaczało jednak, ze chylił się on ku
upadkowi, nic z tych rzeczy. Chociażby troskliwa Lilith o to dobrze
dbała.
Dwudziestego drugiego dnia miesiąca kobiety wróciły do swoich
domostw tak, jak i Lilith wróciła do Akademii. Jako jeden z
nauczycieli mieszkała tutaj na co dzień, aby zajmować się i
dręczyć swoich uczniów. Na jej twarzy nie było widać zmęczenia,
wręcz przeciwnie. Wypełniona była energią, którą zarażała
innych. Ubrana w długą, czarną suknię niemalże płynęła przez
korytarz, o tej wczesnej porze jeszcze pusty. Odgłos cichych kroków
odbijał się echem od kamiennych ścian. Była godzina czwarta nad
ranem, młodzi kadeci jeszcze spali, część nauczycieli zapewne
również. Lilith nauczała o ciemności, której poświęciła
większość swojego życia. Zaklęcia, eliksiry i umiejętności,
których uczyła uczniów były stare, choć ciągle przydatne.
Pomagały w ucieczce, potrafiły dopomóc również i w walce.
Wpływały także na psychikę i pozwalały osaczyć przeciwnika.
Ciemność nie była zbyt... popularna. Niektóre rody wypierały się
jej, a dzieci, które posiadały tę specjalizację często kończyły
jako wyrzutki. Lilith nie godziła się na to, pracując z nimi,
szkoląc ich umiejętności. Uczniowie innych specjalizacji niektóre
zajęcia mieli również z Lilith. Czarna magia była jej
specjalnością, nie była ona jedyną z nauczycieli nauczających
jej, ale pomagała Rosielowi w opanowaniu bandy dzieciaków. Brała
na swoje barki szczególnie młodszych uczniów. No właśnie,
Rosiel. Ten upierdliwy facet chyba znowu czegoś od niej chciał. Był
od niej starszy, racja, ale i tak traktowała go jako nieistotne
zagrożenie. Westchnęła ciężko, kiedy przechodziła pod drzwiami
jego właśnie komnaty. Jej brew drgnęła, kiedy drzwi otworzyły
się, a z czeluści pomieszczenia wyszedł sam Rosiel, który na jej
widok uśmiechnął się szeroko, ukazując rzędy ostrych niczym
brzytwa kłów. Rosiel był demonem. Jedynym demonem przebywającym w
tych stronach, nie były one tutaj mile widziane, jednakże on... po
prostu tu żył. Wszyscy przyzwyczaili się do jego egzystencji,
chociaż niektórzy ciągle chcieli się go pozbyć.
-Moja Lilith! - powiedział, wyraźnie ucieszony z widoku kobiety,
która jedynie pokręciła rozbawiona głową. Już była pewna, że
mężczyzna ma do niej jakąś sprawę. Zawsze, jeśli czegoś od
niej chciał mówił do niej: Moja Lilith!, też coś. Zwykły
mężczyzna twierdzący, że Lilith do kogoś należała –
niedorzeczne. - Cieszę się, że mogłem zobaczyć twoją piękną
twarz tego oto poranka. Kwiatuszku... - zaczął spokojnie, patrząc
na nią z rozbawieniem wymalowanym w spojrzeniu. - Zechcesz poświęcić
chwilę staremu demonowi?
Kobieta zaśmiała się cicho i kiwnęła głową.
-Oczywiście, kwiatuszku. - uśmiechnęła się do niego.
Demon wyszedł z komnaty i zamknął za sobą drzwi. Ubrany był, o
dziwo, w najnormalniejsze z chyba możliwych ubrań. Dobrze, że nie
przywitał jej w bieliźnie. Wziął ją pod rękę i prowadził
wzdłuż korytarza ku drzwiom wyjściowym z zamku. Świerze powietrze
było chyba najlepszym miejscem do rozmowy i była pewność, że
nikt im nie będzie przeszkadzał.
-Wiesz, że jeden z naszych milusińskich znalazł się w wielkich
tarapatach, prawda? - zaczął spokojnie, prowadząc ją wzdłuż
ścieżki prowadzącej na jedną z aren, na której zazwyczaj
odbywały się zajęcia. Kobieta skinęła głową, choć wiedziała,
iż było to pytanie retoryczne. - Amir wychodził sam z siebie co
zrobić z tą sytuacją. W dodatku nasz informator wpadł, nie mamy
teraz żadnej porządnej wtyczki w armii naszego najdroższego
Imperatora, który zaczyna blokować napływ nowych uczniów do
Akademii... - wymruczał spokojnie.
-Więc
ty wpadłeś na jakiś cudowny pomysł, w którym i ja miałabym
wziąć udział? - zapytała, uśmiechając się lekko. Już nie raz
to słyszała. Pomysły Rosiela były szalone, po prostu szalone,
chociaż w tym szaleństwie istniała jakaś metoda. Czasem,
niechętnie, ale zgadzała się z demonem. Zdarzało się, że
faktycznie brała udział w jego mistyfikacjach i zabawach, sama
przy tym bawiąc się równie cudownie. Oczywiście nigdy by się do
tego nie przyznała.
-Jak
ty mnie dobrze znasz... - mężczyzna nie krył zadowolenia, nigdy
nie wątpił w inteligencję swojej rozmówczyni.
-Więc?
-Chodzi
mi o to, że nasz Imperator ma słabość do naszych ulubionych
piękności stąd. Mam tu na myśli was, Oddane Ciemności. Zażądał
w zamian za oddanie milusińskiego jednej z was. - Lilith zacisnęła
zęby. Jak to zażądał jednej z nich?! Nie były rzeczami. Głupi
mężczyźni, niewarci ich spojrzenia. Rosiel od razu wyczuł jej
wzburzenie. Trudno było go nie wyczuć, miał wrażenie, że
kobieta zaraz rzuci się na niego i będzie próbowała go
rozszarpać. Lekko uścisnął jej dłoń, jakby chciał ją
uspokoić. - Ani ja, ani tym bardziej Amir nie zgodzilibyśmy się
na coś takiego. Nie mamy prawa decydować za wasze życie,
zresztą, to niedorzeczne poświęcać życie za życie, nie na
takiej podstawie chcemy działać. Amir uważa mnie za szaleńca...
Jednak mam pewien pomysł. I tylko od ciebie zależy czy uda nam się
go zrealizować. Jest na pewno... Niebezpieczny. Przynajmniej mam
takie wrażenie. - odetchnął głęboko.
-Przejdź
do rzeczy. - Lilith była wyraźnie zainteresowana jego słowami.
Szalony plan mógł całkiem pozytywnie wpłynąć na jej życie,
które powoli zaczynało ją nudzić. Pomysły Rosiela często były
swego rodzaju rozrywką.
-Niecierpliwa
jak zawsze. - stwierdził krótko, uśmiechając się lekko. Słońce
dopiero wychodziło zza horyzontu, karcąc Bestię zza gór i
usypiając ją. - Chce jedną z was, dostanie jedną z
najpiękniejszych. - rudowłosa wywróciła oczyma – Istot jakie
kiedykolwiek widziałem. Zabójczo pięknych istot. Mam tu na myśli
ciebie, Lilith. Każdy wie, że mężczyźni, a szczególnie
Imperator mają do ciebie słabość. A ty tę słabość
wykorzystujesz. Podejrzewam, że mimo swej przebiegłości i głupoty
zadzierając z nami dusza Imperatora jest naprawdę potężna i
pochłonięcie jej, jego mocy oraz wszystkiego co tam byś chciała.
- musiała powstrzymać się przed roześmianiem się. - Byłoby dla
ciebie czystą przyjemnością. Podejrzewam, że nie byłoby to
proste, ale wierzę w ciebie, moja droga Lilith. - dokończył,
oczekując jakiejkolwiek jej reakcji. Kobieta wyraźnie zamyśliła
się, powoli przetwarzając jego słowa. Nie brzmiało to głupio.
Właściwie miało jakiś sens. Bo obydwie strony miałyby korzyści.
Imperator zostałby pokonany, ona miałaby jego duszę i pokarm
zapewniony na jakiś czas, w dodatku to raczej pozwoliłoby ocalić
Ora.
-Amir
miał racje, jesteś szalony. - powiedziała, nie przestając się
uśmiechać. Demon i jego pokręcone pomysły. - Musimy to jeszcze
przemyśleć, ale to nie brzmi tak źle. Ba! Brzmi sensownie. I miło,
że pomyślałeś o moich korzyściach. Rosiel i naprawdę, doceniam
twoje komplementy, ale czasami naprawdę mnie rozbrajasz. - demon
odpowiedział jej cichym chichotem.
-Dziwisz
mi się? Nie mogę przecież zaprzeczyć, że podobasz mi się. Ale
nie chcę skończyć jako danie główne, w twoim dzisiejszym menu.
- machnął lekceważąco dłonią. - Na tę chwilę pragnę jakoś
uratować tego dzieciaka, może wtedy bestia zza gór trochę
uspokoi się i przestanie na nas czyhać.
-Obudziła
się? - Lilith była teraz wyraźnie zaskoczona.
-Tak.
Jakiś czas temu, przeczuwałem kłopoty, nie sądziłem jednak, że
będą na tyle poważne. Ostatnim razem po jej przebudzeniu mieliśmy
chwilowy kryzys, jednak teraz nawet cienie szepcą. Słońce, Nyx,
próbuje ją pokonać jednak jak na razie działa tylko chwilowo.
Dlatego obawiam się, że bez szybkiej reakcji będzie jeszcze
gorzej. - demon przerwał, wzdychając ciężko. Lilith pokiwała
głową, również cicho wzdychając. Jeśli bestia faktycznie
obudziła się to nie wróżyło nic dobrego. Chociaż Rosiel nie
wyglądał jakby kłamał, chociaż czasem mu się to zdarzało
teraz mówił szczerze. I poważnie.
-To
niedobrze. Musimy się jeszcze zastanowić, jednak jeśli nie
wymyślimy niczego innego chyba zaryzykuję. Chociaż muszę
przemyśleć jeszcze strategię. W razie czego nie chcę stracić
życia. Wiesz... Może uda mi się zabić Imperatora, ale jeśli
mnie dorwą...
Nie
musiała nawet kończyć, demon dobrze wiedział co to oznacza.
Pokiwał jedynie głową. Szli teraz już w ciszy dróżką.
Powietrze było przyjemnie chłodne. Rośliny dopiero budziły się
po śnie. Wszystko ożywiało się. Słońce pobudzało istoty do
życia. Szepty cieni ucichły jakiś czas temu, teraz to dla nich
zaczynał się czas snu.
-Jestem
jednak pewien, że sobie poradzisz. - przerwał to milczenie, które
teraz było uciążliwe. - Ja, Amir, reszta z nas pomożemy ci.
Jestem pewien, że twoja opiekunka również. No i Matka Magia
czuwająca nad nami. Wszystko w jej mocy.
Rudowłosa
uśmiechnęła się lekko. Musiała przyznać mu rację. Szli dalej,
rozmawiali cicho, pierwsze zajęcia miały rozpocząć się za kilka
godzin, mieli trochę czasu dla siebie.
Wielki
Imperator był zadowolony z negocjacji. Już kilka dni później w
jego zamku pojawił się Amir, z którym mógł prowadzić rozmowy.
Mężczyzna nie był zachwycony jego propozycją, ale widać było,
że chce odzyskać chłopaka żywego. Wielki Imperator roześmiał
się cicho, było mu bardzo wesoło. Dopiął swego, ten głupi
dyrektor Akademii naprawdę zgodził się na ten układ. Miał
nadzieję, że bogini Aks znienawidzi go za to, że poświęca jedną
z jej wyznawczyń dla takich celów. Och tak, o to mu właśnie
chodziło. Nienawiść bogini byłaby ukierunkowana na tego, kto
zarządzał życiem innych osób, w tym przypadku chodziło właśnie
o Amira. Wszystko, naprawdę wszystko szło po jego myśli. Już
niedługo miał dostać swoją małą zabaweczkę. Zabawa dopiero
rozpoczynała się. W dodatku zniesmaczenie jego przeciwnika widoczne
na jego twarzy, ba!, na całym jego ciele było naprawdę cudowne.
Tego wieczoru opijał swoje zwycięstwo.
-Wygrałeś
bitwę, ale nie wojnę. - Amir uśmiechnął się zadowolony,
wychodząc z budynku. Lilith zgodziła się na ten mały układ.
Zabawa dopiero miała się zacząć.
Bogini
Aks nie była zachwycona z postępowań swojej wyznawczyni.
Obserwując wszystko z boku była zawiedziona jej zachowaniem, jednak
z drugiej strony cieszyła się, że Lilith brała pod uwagę jej
zdanie. Podczas wieczornych modlitw prosiła ją o radę, to
ułaskawiło bogini. Rudowłosa Oddana Ciemności miała jej
poparcie. Jeśli coś poszłoby nie tak, Aks natychmiastowo zajęłaby
się Imperatorem, niezależnie od tego, co sądziliby inni bogowie.
Aks kochała swoje wyznawczynie tak jak one kochały ją.
Minęły
dwa tygodnie odkąd Or trafił do lochów. Dwa tygodnie gehenny
właśnie skończyły się. Był znowu na powierzchni. Wycieńczony,
ledwo żywy... ale udało mu się przeżyć. Teraz znowu mógł
próbować uciekać. Musiał tylko odzyskać siły. Na pewno nie
będzie siedział bezczynnie. Uśmiechnął się sam do siebie leżąc
na pryczy. Brak wilgoci i zapachu stęchlizny. Miał wrażenie, że
znalazł się w swoim raju na ziemi.
Nie
wiedział, że Wolność jest już blisko.
Na samym początku chciałabym przeprosić Was za chwilowy przestój między kolejnymi rozdziałami. Niestety - wcześniej nie miałam czasu aby napisać Szóstkę oraz żeby ją wrzucić. Wracam jednak z równie długim (mam nadzieję, że wystarczająco!) rozdziałem. Coś zaczyna się dziać.
Dziękuję Wam za cierpliwość. Staram się jak mogę dodawać rozdziały jak najczęściej ale jestem tylko człowiekiem. Dziękuję też z całego serca za wiele pozytywnych (bardziej lub mniej) opinii. Komentarze działają na mnie naprawdę budująco!
W tym miejscu chcę również zaznaczyć, że nie czerpię inspiracji z jakiejkolwiek książki! Wszystkie podobieństwa są przypadkowe. To aż dziwne.
Tak czy siak zachęcam do zostawienia swoich opinii!
No w końcu są jakieś dialogi :P
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, nowa postać zawsze wprowadza trochę więcej frajdy z czytania...coś mi się wydaje że Imperator już nie będzie taki zadowolony z siebie jak Lilith zrobi z niego mielone.
Trzeba było długo czekać ale było warto! Wincyj,wincyj!!
Świetna część. Lilith to bardzo ciekawa postać, ciekawe co wydarzy się później.
OdpowiedzUsuńprzepraszam że nie zaglądałam ale już wszystko nadrobiłam i muszę przyznać że jestem zachwycona :D
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej twoje opowiadanie zaczyna mi się podobać. Ta akademia jest na prawdę wyjątkowa, tam mogłabym uczyć. Nowe postacie wprowadzają coś nowego, jakieś urozmaicenie, no i nie jest to tylko historia opisująca Ora, ale również innych, chociaż cała akcja kręci się wokół niego :) Na prawdę świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń