piątek, 25 stycznia 2013

Drugi.

Zasnął. Tak po prostu zasnął. Or był w lochach dopiero trzeci dzień, a miał wrażenie, że znajdował się tam już całą wieczność. Przeżył pierwszą serię tortur. Wiedział, że zostaną ślady, jeśli nie tymczasowe to blizny. Na razie jego strażnik ograniczał się. Młody mężczyzna dobrze widział świecące w ciemnościach, czarne oczy oprawcy. Był delikatny. Bawił się jego ciałem sprawdzając jak wiele może zrobić, żeby sprawić mu jak najwięcej cierpienia. Kat przede wszystkim chciał go złamać. Tak, jak każdego poprzedniego. Dla nich nie miało znaczenia czy musieli torturować zwykłą prostytutkę, która nie chciała oddać się po raz kolejny Imperatorowi, handlarza, który nie chciał zapłacić wysokiego podatku od sprzedaży czy polityka, który źle mu życzył. W lochach, podczas tortur pochodzenie przestawało mieć znaczenie. Wszyscy byli równi. Wszyscy razem i każdy z osobna miał tu swą gehennę, którą przechodził w zależności od woli Wielkiego Naczelnika, który został mianowany na to stanowisko tuż po koronacji Alberta. On i teraźniejszy Reformator byli niegdyś przyjaciółmi i kompanami. Prawda była taka, że jeden drugiego prześcigał w wymyślności kar i pomysłów na to, żeby uprzykrzyć wrogom życie.
Sen był potrzebny, był jedyną ucieczką od tego, co go otaczało. Będąc w nim uciekał do odległych krain, wracał do swojego Lasu, punktu ukojenia, w którym mógł zregenerować siły. Lecz tym razem nie na walkę lecz na przetrwanie. Bytowanie sam na sam ze swoim katem nie było walką, bo takie starcie byłoby już na wstępie przez Ora przegrane. Dobrze wiedział, że nie zginie, przynajmniej na razie. Albert nigdy nie odpuściłby możliwości własnoręcznego pozbawienia życia byłego następcy tronu. W tym jednak przypadku to śmierć była jego wybawieniem, na pewno.
Obudziło światło padające z korytarza. Coś było nie tak, przecież był w ciemnej celi, skąd to światło? Już po chwili przekonał się. Mocne szarpnięcie za włosy wyrwało z zaspanego jeszcze młodego mężczyzny syknięcie.
-Wstawaj psie – rzucił mężczyzna od niechcenia. Puścił dłuższe włosy Ora, przez co ten upadł na kolana. Ze stanu półsnu wyrwało go dopiero uderzenie w szczękę. Nie chcąc rozwścieczać kata jeszcze bardziej wstał, nie miał odwagi jednak na niego spojrzeć. Gdzie podział się walczący o wolność Or? Dokąd uciekł mężczyzna, który jeszcze trzy dni wcześniej był w stanie uciec jak najdalej od tego miejsca? Schował się w głąb duszy. Duma została schowana w kieszeń. Nie chciał patrzeć na twarz oprawcy. Nie był głupi, nie udawał twardziela, którym nie był. Owszem, Or był potężny. Można powiedzieć, że bardzo potężny, ale co mu po potędze kiedy wisiał przyczepiony łańcuchami do zimnej ściany, całkiem nagi? Nie chciał dać się złamać, bo właśnie załamanie byłoby najcudowniejszą nagrodą dla Imperatora. Przecież nic, ale to nic nie bawiło i nie zadowalało tak bardzo, jak widok cierpienia swojego wroga. Wroga, którego ma się w potrzasku.
Światło na moment oślepiło go. Oczy przyzwyczajone do ciemności odmówiły mu posłuszeństwa. We wcześniejszych dniach to kat przychodził do niego, więc stracił orientację w terenie. Mimo że światło nie było zbyt ostre, pochodziło tylko od pochodni, to i tak podrażniło jego oczy. Dopiero po chwili, dając się prowadzić niczym posłuszny pudelek zorientował się, że jest prowadzony w miejsce, do którego chyba nigdy nie chciałby trafić. Przestraszył się. Tak po prostu przestraszył się. Był człowiekiem to nic dziwnego. Mimo całej swojej mocy, mimo wszystkiego czego nauczył się będąc na szkoleniu zaczął odczuwać strach.
Przecież wiadomo – akurat to więzienie łamało największych twardzieli. Przynajmniej odtąd, odkąd Wielkim Imperatorem stał się Albert, który już po pierwszych godzinach panowania zyskał przydomek „Groźny”.
Nie szedł zbyt długo. Nie miał okazji podziwiać tych jakże wspaniałych widoków. Jeszcze bardziej tylko przestraszył się kiedy usłyszał czyiś przeraźliwy krzyk. Teraz nawet nie rozpoznawał tego głosu, ale wydawało mu się, że jest jakiś znajomy. Zignorował tę myśl. Miał ważniejsze rzeczy do przemyśleń. Między innymi to, czy będzie w stanie o własnych siłach wrócić do celi czy znowu będzie targany, miał cichą nadzieję że nie za włosy, do swojej celi.
Światło skończyło się. Or instynktownie spojrzał na swoje nadgarstki, chociaż na razie i tak ich nie widział. Cholerne bransoletki, które blokowały jego prawdziwe siły. Przecież nie bez powodu szkolił go najlepszy mag w królestwie. Nie po to był szkolony, żeby teraz nie wykorzystywać swojej broni. Ale nawet kochanka Magia w tym momencie była bezsilna, zamknięta w jego duszy, zagrzewając go tylko do walki cichym szeptem. Namawiając go do walki, zabraniając poddania się, ofiarując w zamian sny, opiekę i modlitwy. Kochanka Magia w tym momencie była jego jedynym wsparciem.
Został złapany za włosy, gwałtownie, miał wrażenie, że mężczyzna jednym pociągnięciem wyrwał pęk włosów z jego głowy. Ale wolał ciągnięcie za włosy niż brak podłoża pod stopami i chłód ściany na nagim brzuchu. Przyłożył policzek do ściany. Śmierdziała niemiłosiernie, ale chłód był wyjątkowo orzeźwiający.
-Nie śpij psie – usłyszał wręcz wymruczane przy uchu słowa. Spiął mięśnie, stracił czujność, całkowicie biernie poddał się jego woli. A kat myślał, że będzie miał z tym więźniem zabawę. Przecież Or tak się rzucał, tyle ucieczek, tyle plotek! Nawet sam Imperator o nim mówił, a co się okazało? Zwykłe strachajło. Tchórz, który spiął się słysząc tylko jego głos. Uśmiechnął się. Or nie miał prawa tego widzieć, ale ten grymas, który miał przypominać uśmiech wcale nie był wesoły. Wręcz przeciwnie.
Or prawie stracił głowę, kiedy poczuł jego szorstką dłoń na swojej skórze. Mężczyzna w pozornie delikatnym geście przesuwał nią wzdłuż jego pleców. Po świeżych jeszcze ranach. Cudem było, że nie wdarło się jeszcze zakażenie, które dość szybko wykończyłoby wycieńczony organizm Ora. Dziwnym trafem jednak jeszcze żaden z więźniów nie zmarł z tego powodu. Najczęściej bywało po prostu tak, że nie dożywali do rozwinięcia się infekcji. Biedactwa.
-Byłbyś cudowną dziwką. - Zimny dreszcz przeszedł po plecach więźnia. Te słowa nie wróżyły nic dobrego. Spodziewał się wszystkiego, nawet tego, że jeśli uda mu się uciec to jego ciało będzie odrażające, ale nigdy nie przypuszczałby, że mógłby zostać wykorzystany jako prostytutka. Męska prostytutka do cholery. - Aż szkoda kaleczyć takie ciało. Nie tylko mi się spodobało. - przerwał i zmrużył oczy. Odszedł od niego, a Or doszedł do wniosku, że chyba wolał, kiedy czuł obecność mężczyzny obok siebie. Przynajmniej wiedział, że na razie nic nie planuje. Ta niepewność była okropna. Naprawdę okropna. - Masz pierdolone szczęście, szczeniaku. Albo i nie.
Chichot. Śmieszek, który nie wróżył nic dobrego. Or już chciał zapytać o jakie szczęście mu chodzi, kiedy z zaskoczenia po prostu wrzasnął. Zacisnął palce na łańcuchu i chciał uciec od źródła bólu. Nie spodziewał się tak nagłego uderzenia. Przysunął się jeszcze bliżej ściany, przynajmniej tak mu się wydawało. Za drugim uderzeniem nie mógł powstrzymać jęków, nie był ze stali, ale wcześniejszy krzyk wyrwał się z jego gardła tylko dlatego, że był zdezorientowany słowami mężczyzny, stracił czujność, ostatnio zdarzało mu się coraz częściej.
Za sprawą uderzeń i wcześniejsze rany otwierały się, powodując cholerny ból. Po... sam nie wiedział ilu uderzeniach, chyba dziesięciu za każdym kolejnym wrzeszczał, to było nie do opisania. Nawet jego były mistrz, który szkolił go i przygotowywał na ból, uczył go odporności na niego nie był aż tak bezlitosny, chociaż nawet i pod koniec szkolenia zdarzało się, że przesadzał. Ale jego Mistrz nie był katem. Katem, który namiętnie, uśmiechając się podziwiał swoje dzieło. Nagie plecy pokryte krwawymi pręgami, wyglądały cudownie. Biała skóra była cudownym kontrastem dla czerwieni krwi. Kiedy przerwał widział jak ciało więźnia drży w oczekiwaniu na kolejny cios. Gdyby nie to, że słyszał jego szybki oddech i mocno zaciśnięte w pięści dłonie mógłby nawet rzec, że Orowi się to podoba. Podobają mu się kolejne uderzenia. I krew spływająca po plecach.
Nie mógł się opanować. Chłód muru przeszkadzał mu już tylko. Wcale nie ulżył mu w bólu, wręcz przeciwnie. Nadgarstki bolały go od podtrzymywania ciała na łańcuchach. Ale to uczucie było niczym w porównaniu do jego pleców. Usłyszał kroki. Kat podchodził. Znowu czuł jego obecność gdzieś za sobą. Może już nie miał swojej mocy, ale inne umiejętności wciąż były aktywne.
- Jesteś jeszcze piękniejszy niż wcześniej – cichy pomruk, i pozornie łagodne przejechanie niebezpiecznie w dół, po pośladku, rękojeścią knuta. A potem znowu śmiech. Oddalający się śmiech. I upragniona ciemność.

Witam po raz kolejny! Dziękuję za wszystkie komentarze, bardzo mnie motywują, wiecie, im więcej tym weselej. 

8 komentarzy:

  1. I kolejny świetny rozdział ujrzał światło dzienne...chociaż wygląda na to że Or już go raczej nie zobaczy :D
    Jestem ciekawa czy wątek naszego bohatera i gościa z lochów się rozwinie...heheh :>
    Czekam na nowe wpisy i pozdrawiam serdecznie hejterki, które nawet nie przeczytają jednego zdania a już piszą negatywne komentarze bo autorka MIAŁA CZELNOŚĆ skomentować ich blogi nie tak jak by tego chciały owe panie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz naprawdę wspaniale, kolejny talent ujawnił się na blogspocie :3 Ja wciąż mam nadzieję, że Or ucieknie, że może ktoś jest jeszcze wierny koronie i wie o jego niewinności :( Oczywiście czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tą magią to mnie zaskoczyłaś. Na prawdę, nie sądziłam, że nasz kochany, biedny (oooo, prawie mi szkoda!) Or, może być uzdolnionym magiem. Swoją drogą ciekawą miał tę szkołę... Mmmm, te zajęcia musiały być edukacyjne :D Lanie kawałkiem drewna i okrzyki, nauczyciel pedofil musiał być wniebowzięty.
    WI? Ok, ale Kat, to coś fantastycznego. Trochę żałuję, że nie wylizał z niego krwi, czy coś w tym stulu, to byłoby już takie strasznie perwersyjne i wampirze(a propos Wywiadu z Wampirami).

    OdpowiedzUsuń
  4. mi się bardzo podoba, ale jak dla mnie to za mało dialogów... mi się ciężko czyta takie ciągłe teksty, ale treść jest super ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę nieźle Ci idzie wprowadzanie czytelnika w odpowiedni klimat i budowanie napięcia. Przypomina mi to trochę "Rok 1984". Tyle, że tam największą torturą były głęboko zakorzenione w torturowanym fobie i ich brutalne ucieleśnienie. Wkraczasz w niebezpieczne igraszki z tą męską prostytutką... Niepewność. Wiesz doskonale czego się boją ludzie - co trochę mnie przeraża. Reasumując: zbieram szczękę z podłogi. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział ;d
    zamiast opowiadania mogłabyś napisać książkę ;D
    czekałam na taką historie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ło. Twoje opisy są świetne. Takie jak powinny być.
    Trochę 'bolesna końcówka', ale i tak mi się podobała. Lubię takie klimaty.

    Kat jest straszny. :O I ten tekst "Byłbyś cudowną dziwką." ;O

    Jedynym minusem jak dla jest to, że nie ma praktycznie dialogów. No ale może w następnych rozdziałach będzie już ich więcej. :D

    Nadal nie mogę przestać zachwycać się tym szablonem, jest naprawdę cudowny. ^^

    OdpowiedzUsuń