Zasnął. Tak po prostu zasnął. Or był w lochach dopiero trzeci
dzień, a miał wrażenie, że znajdował się tam już całą
wieczność. Przeżył pierwszą serię tortur. Wiedział, że
zostaną ślady, jeśli nie tymczasowe to blizny. Na razie jego
strażnik ograniczał się. Młody mężczyzna dobrze widział
świecące w ciemnościach, czarne oczy oprawcy. Był delikatny.
Bawił się jego ciałem sprawdzając jak wiele może zrobić, żeby
sprawić mu jak najwięcej cierpienia. Kat przede wszystkim chciał
go złamać. Tak, jak każdego poprzedniego. Dla nich nie miało
znaczenia czy musieli torturować zwykłą prostytutkę, która nie
chciała oddać się po raz kolejny Imperatorowi, handlarza, który
nie chciał zapłacić wysokiego podatku od sprzedaży czy polityka,
który źle mu życzył. W lochach, podczas tortur pochodzenie
przestawało mieć znaczenie. Wszyscy byli równi. Wszyscy razem i
każdy z osobna miał tu swą gehennę, którą przechodził w
zależności od woli Wielkiego Naczelnika, który został mianowany
na to stanowisko tuż po koronacji Alberta. On i teraźniejszy
Reformator byli niegdyś przyjaciółmi i kompanami. Prawda była
taka, że jeden drugiego prześcigał w wymyślności kar i pomysłów
na to, żeby uprzykrzyć wrogom życie.
Sen był potrzebny, był jedyną ucieczką od tego, co go otaczało.
Będąc w nim uciekał do odległych krain, wracał do swojego Lasu,
punktu ukojenia, w którym mógł zregenerować siły. Lecz tym razem
nie na walkę lecz na przetrwanie. Bytowanie sam na sam ze swoim
katem nie było walką, bo takie starcie byłoby już na wstępie
przez Ora przegrane. Dobrze wiedział, że nie zginie, przynajmniej
na razie. Albert nigdy nie odpuściłby możliwości własnoręcznego
pozbawienia życia byłego następcy tronu. W tym jednak przypadku to
śmierć była jego wybawieniem, na pewno.
Obudziło światło padające z korytarza. Coś było nie tak,
przecież był w ciemnej celi, skąd to światło? Już po chwili
przekonał się. Mocne szarpnięcie za włosy wyrwało z zaspanego
jeszcze młodego mężczyzny syknięcie.
-Wstawaj psie – rzucił mężczyzna od niechcenia. Puścił dłuższe
włosy Ora, przez co ten upadł na kolana. Ze stanu półsnu wyrwało
go dopiero uderzenie w szczękę. Nie chcąc rozwścieczać kata
jeszcze bardziej wstał, nie miał odwagi jednak na niego spojrzeć.
Gdzie podział się walczący o wolność Or? Dokąd uciekł
mężczyzna, który jeszcze trzy dni wcześniej był w stanie uciec
jak najdalej od tego miejsca? Schował się w głąb duszy. Duma
została schowana w kieszeń. Nie chciał patrzeć na twarz oprawcy.
Nie był głupi, nie udawał twardziela, którym nie był. Owszem,
Or był potężny. Można powiedzieć, że bardzo potężny, ale co
mu po potędze kiedy wisiał przyczepiony łańcuchami do zimnej
ściany, całkiem nagi? Nie chciał dać się złamać, bo właśnie
załamanie byłoby najcudowniejszą nagrodą dla Imperatora.
Przecież nic, ale to nic nie bawiło i nie zadowalało tak bardzo,
jak widok cierpienia swojego wroga. Wroga, którego ma się w
potrzasku.
Światło na moment oślepiło go. Oczy przyzwyczajone do ciemności
odmówiły mu posłuszeństwa. We wcześniejszych dniach to kat
przychodził do niego, więc stracił orientację w terenie. Mimo że
światło nie było zbyt ostre, pochodziło tylko od pochodni, to i
tak podrażniło jego oczy. Dopiero po chwili, dając się prowadzić
niczym posłuszny pudelek zorientował się, że jest prowadzony w
miejsce, do którego chyba nigdy nie chciałby trafić. Przestraszył
się. Tak po prostu przestraszył się. Był człowiekiem to nic
dziwnego. Mimo całej swojej mocy, mimo wszystkiego czego nauczył
się będąc na szkoleniu zaczął odczuwać strach.
Przecież wiadomo – akurat to więzienie łamało największych
twardzieli. Przynajmniej odtąd, odkąd Wielkim Imperatorem stał się
Albert, który już po pierwszych godzinach panowania zyskał
przydomek „Groźny”.
Nie szedł zbyt długo. Nie miał okazji podziwiać tych jakże
wspaniałych widoków. Jeszcze bardziej tylko przestraszył się
kiedy usłyszał czyiś przeraźliwy krzyk. Teraz nawet nie
rozpoznawał tego głosu, ale wydawało mu się, że jest jakiś
znajomy. Zignorował tę myśl. Miał ważniejsze rzeczy do
przemyśleń. Między innymi to, czy będzie w stanie o własnych
siłach wrócić do celi czy znowu będzie targany, miał cichą
nadzieję że nie za włosy, do swojej celi.
Światło
skończyło się. Or instynktownie spojrzał na swoje nadgarstki,
chociaż na razie i tak ich nie widział. Cholerne bransoletki, które
blokowały jego prawdziwe siły. Przecież nie bez powodu szkolił go
najlepszy mag w królestwie. Nie po to był szkolony, żeby teraz nie
wykorzystywać swojej broni. Ale nawet kochanka Magia w tym momencie
była bezsilna, zamknięta w jego duszy, zagrzewając go tylko do
walki cichym szeptem. Namawiając go do walki, zabraniając poddania
się, ofiarując w zamian sny, opiekę i modlitwy. Kochanka Magia w
tym momencie była jego jedynym wsparciem.
Został złapany za włosy, gwałtownie, miał wrażenie, że
mężczyzna jednym pociągnięciem wyrwał pęk włosów z jego
głowy. Ale wolał ciągnięcie za włosy niż brak podłoża pod
stopami i chłód ściany na nagim brzuchu. Przyłożył policzek do
ściany. Śmierdziała niemiłosiernie, ale chłód był wyjątkowo
orzeźwiający.
-Nie śpij psie – usłyszał wręcz wymruczane przy uchu słowa.
Spiął mięśnie, stracił czujność, całkowicie biernie poddał
się jego woli. A kat myślał, że będzie miał z tym więźniem
zabawę. Przecież Or tak się rzucał, tyle ucieczek, tyle plotek!
Nawet sam Imperator o nim mówił, a co się okazało? Zwykłe
strachajło. Tchórz, który spiął się słysząc tylko jego głos.
Uśmiechnął się. Or nie miał prawa tego widzieć, ale ten
grymas, który miał przypominać uśmiech wcale nie był wesoły.
Wręcz przeciwnie.
Or prawie stracił głowę, kiedy poczuł jego szorstką dłoń na
swojej skórze. Mężczyzna w pozornie delikatnym geście przesuwał
nią wzdłuż jego pleców. Po świeżych jeszcze ranach. Cudem było,
że nie wdarło się jeszcze zakażenie, które dość szybko
wykończyłoby wycieńczony organizm Ora. Dziwnym trafem jednak
jeszcze żaden z więźniów nie zmarł z tego powodu. Najczęściej
bywało po prostu tak, że nie dożywali do rozwinięcia się
infekcji. Biedactwa.
-Byłbyś cudowną dziwką. - Zimny dreszcz przeszedł po plecach
więźnia. Te słowa nie wróżyły nic dobrego. Spodziewał się
wszystkiego, nawet tego, że jeśli uda mu się uciec to jego ciało
będzie odrażające, ale nigdy nie przypuszczałby, że mógłby
zostać wykorzystany jako prostytutka. Męska prostytutka do
cholery. - Aż szkoda kaleczyć takie ciało. Nie tylko mi się
spodobało. - przerwał i zmrużył oczy. Odszedł od niego, a Or
doszedł do wniosku, że chyba wolał, kiedy czuł obecność
mężczyzny obok siebie. Przynajmniej wiedział, że na razie nic
nie planuje. Ta niepewność była okropna. Naprawdę okropna. -
Masz pierdolone szczęście, szczeniaku. Albo i nie.
Chichot. Śmieszek, który nie wróżył nic dobrego. Or już chciał
zapytać o jakie szczęście mu chodzi, kiedy z zaskoczenia po prostu
wrzasnął. Zacisnął palce na łańcuchu i chciał uciec od źródła
bólu. Nie spodziewał się tak nagłego uderzenia. Przysunął się
jeszcze bliżej ściany, przynajmniej tak mu się wydawało. Za
drugim uderzeniem nie mógł powstrzymać jęków, nie był ze stali,
ale wcześniejszy krzyk wyrwał się z jego gardła tylko dlatego, że
był zdezorientowany słowami mężczyzny, stracił czujność,
ostatnio zdarzało mu się coraz częściej.
Za sprawą uderzeń i wcześniejsze rany otwierały się, powodując
cholerny ból. Po... sam nie wiedział ilu uderzeniach, chyba
dziesięciu za każdym kolejnym wrzeszczał, to było nie do
opisania. Nawet jego były mistrz, który szkolił go i przygotowywał
na ból, uczył go odporności na niego nie był aż tak bezlitosny,
chociaż nawet i pod koniec szkolenia zdarzało się, że przesadzał.
Ale jego Mistrz nie był katem. Katem, który namiętnie, uśmiechając
się podziwiał swoje dzieło. Nagie plecy pokryte krwawymi pręgami,
wyglądały cudownie. Biała skóra była cudownym kontrastem dla
czerwieni krwi. Kiedy przerwał widział jak ciało więźnia drży w
oczekiwaniu na kolejny cios. Gdyby nie to, że słyszał jego szybki
oddech i mocno zaciśnięte w pięści dłonie mógłby nawet rzec,
że Orowi się to podoba. Podobają mu się kolejne uderzenia. I krew
spływająca po plecach.
Nie mógł się opanować. Chłód muru przeszkadzał mu już tylko.
Wcale nie ulżył mu w bólu, wręcz przeciwnie. Nadgarstki bolały
go od podtrzymywania ciała na łańcuchach. Ale to uczucie było
niczym w porównaniu do jego pleców. Usłyszał kroki. Kat
podchodził. Znowu czuł jego obecność gdzieś za sobą. Może już
nie miał swojej mocy, ale inne umiejętności wciąż były aktywne.
- Jesteś jeszcze piękniejszy niż wcześniej – cichy pomruk, i
pozornie łagodne przejechanie niebezpiecznie w dół, po pośladku,
rękojeścią knuta. A potem znowu śmiech. Oddalający się śmiech.
I upragniona ciemność.
Witam po raz kolejny! Dziękuję za wszystkie komentarze, bardzo mnie motywują, wiecie, im więcej tym weselej.
I kolejny świetny rozdział ujrzał światło dzienne...chociaż wygląda na to że Or już go raczej nie zobaczy :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy wątek naszego bohatera i gościa z lochów się rozwinie...heheh :>
Czekam na nowe wpisy i pozdrawiam serdecznie hejterki, które nawet nie przeczytają jednego zdania a już piszą negatywne komentarze bo autorka MIAŁA CZELNOŚĆ skomentować ich blogi nie tak jak by tego chciały owe panie:)
Piszesz naprawdę wspaniale, kolejny talent ujawnił się na blogspocie :3 Ja wciąż mam nadzieję, że Or ucieknie, że może ktoś jest jeszcze wierny koronie i wie o jego niewinności :( Oczywiście czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. :)
OdpowiedzUsuńTą magią to mnie zaskoczyłaś. Na prawdę, nie sądziłam, że nasz kochany, biedny (oooo, prawie mi szkoda!) Or, może być uzdolnionym magiem. Swoją drogą ciekawą miał tę szkołę... Mmmm, te zajęcia musiały być edukacyjne :D Lanie kawałkiem drewna i okrzyki, nauczyciel pedofil musiał być wniebowzięty.
OdpowiedzUsuńWI? Ok, ale Kat, to coś fantastycznego. Trochę żałuję, że nie wylizał z niego krwi, czy coś w tym stulu, to byłoby już takie strasznie perwersyjne i wampirze(a propos Wywiadu z Wampirami).
mi się bardzo podoba, ale jak dla mnie to za mało dialogów... mi się ciężko czyta takie ciągłe teksty, ale treść jest super ; )
OdpowiedzUsuńNaprawdę nieźle Ci idzie wprowadzanie czytelnika w odpowiedni klimat i budowanie napięcia. Przypomina mi to trochę "Rok 1984". Tyle, że tam największą torturą były głęboko zakorzenione w torturowanym fobie i ich brutalne ucieleśnienie. Wkraczasz w niebezpieczne igraszki z tą męską prostytutką... Niepewność. Wiesz doskonale czego się boją ludzie - co trochę mnie przeraża. Reasumując: zbieram szczękę z podłogi. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ;d
OdpowiedzUsuńzamiast opowiadania mogłabyś napisać książkę ;D
czekałam na taką historie ;)
Ło. Twoje opisy są świetne. Takie jak powinny być.
OdpowiedzUsuńTrochę 'bolesna końcówka', ale i tak mi się podobała. Lubię takie klimaty.
Kat jest straszny. :O I ten tekst "Byłbyś cudowną dziwką." ;O
Jedynym minusem jak dla jest to, że nie ma praktycznie dialogów. No ale może w następnych rozdziałach będzie już ich więcej. :D
Nadal nie mogę przestać zachwycać się tym szablonem, jest naprawdę cudowny. ^^
Po prostu genialne.
OdpowiedzUsuń