Omdlenie nie trwało zbyt długo. Nie miało prawa bytu, przynajmniej
nie teraz. Kat miał zagwarantowany teraz swój czas, który miał
poświęcić właśnie na tortury. A organizm więźnia wcale nie był
przeszkodą. Słodka ciemność została przerwana równie szybko i
nagle jak się zaczęła. Or zdążył już prawie odpłynąć do
Lasu, już słyszał pierwsze słowa kochanki Magii, już miał
dotknąć jej dłoni, czuł jej usta na swoim czole. Jego umysł
uspokoił się. Jednak wiadro lodowatej wody natychmiast ocuciło
jego ciało. Wybudzony z pięknej mary zajęczał w proteście. Na
ten dźwięk czarnooki kat jedynie roześmiał się, jego śmiech był
straszny. Przypominał mu coś, o czym chciał zapomnieć. Jego umysł
wypierał te wspomnienia, więc... nawet nie mógł sobie przypomnieć
co to było. Miał jednak dziwne wrażenie, że gdzieś już kiedyś
go słyszał. Jednak wtedy był inny, chyba wesoły. Tak, na pewno.
Wiele lat temu. Może to właśnie dlatego kat tak bardzo chciał się
nim zająć? Nic nie było pewne. Ale tak naprawdę to Wielki
Naczelnik przydzielał więźniom swoich oprawców, a chęci kata
były sprawą drugorzędną – chociaż tutaj były plusem. Przecież
nie było nic tak dobrego jak lubienie i angażowanie się w swoją
pracę, prawda?
Trząsł się. Chłód ściany tylko potęgował nieprzyjemne
uczucie. Wyrwanie z letargu było na tyle destrukcyjne nie dla ciała,
ale dla psychiki. Przynajmniej dla niedoszłego następcy tronu,
wielkiego maga, być może najpotężniejszego z nich wszystkich.
Kolejne wspomnienia napłynęły do umysłu młodzieńca. Zima.
Zgubił się wtedy na polowaniu. Ile miał lat? Chyba dziesięć. Ale
wiek nie był istotny. Pamiętał tylko przeraźliwe zimno, a zaraz
potem dłoń ojca, która złapała go za kołnierz, jego szorstki
głos, który skarcił go, a zaraz potem gorące ramiona, które z
wyraźną ulgą objęły wtedy jeszcze drobne, chłopięce ciało. Or
z utęsknieniem oczekiwał równie gorących ramion. Ale myśl, że
już nigdy więcej ich nie poczuje wzbudziła w nim przerażenie. A
przede wszystkim bezradność i dziecinny strach. Paskudne uczucie,
chociaż akurat to nie było zamiarem kata, nie miał pojęcia jaki
koszmar rozgrywa się w umyśle skazańca. Skąd miał wiedzieć?
Owszem, był silny, ale nie potrafił czytać w myślach. To był
akurat plus, przynajmniej nie mógł aż tak bardzo dręczyć
psychicznie swoich zabaweczek, jak to pieszczotliwie nazywał Ora i
jemu podobnych.
Reakcja ciała młodego mężczyzny bardzo zaabsorbowała kata, który
z lekko przymrużonymi oczyma przyglądał się jemu drżącemu
ciału. Miał wrażenie, że dzieciak zaraz popłacze się. Całkiem
zabawne, jeszcze nikt wcześniej nie zareagował tak na wiadro zimnej
wody po pierwszej serii batów. Bardzo zastanawiające,
pomyślał podchodząc bliżej, ale na tyle daleko, by chłopak nie
mógł wyczuć jego obecności, nie tak blisko jak wcześniej. Chciał
mu się przyjrzeć, czyżby to właśnie w taki sposób objawiła się
cała wyjątkowość tego więźnia – jeszcze nie wiedział, ale
miał cichą nadzieję, że się dowie. Bardzo szybko.
Głośno i szybko oddychał, starając się uspokoić, odrzucić
myśli, wyciszyć umysł tak, jak go tego uczono. Mistrz nie byłby
dumny z tej chwilowej utraty poczucia świadomości, ba! Bardzo
zbluzgałby go. Chociaż właściwie Or nie był tego pewien. Każdy
miewał słabości – tak również mu mówił. Opowiadał mu
przecież o tym jak to jego szkolił nieżyjący już arcymag. Jak
uczył go pokory wobec własnych uczuć. Kochanka Magia łagodziła
jego obawy, tuszowała wzburzenie. Mocno zacisnął palce na
łańcuchach starając przywołać się do porządku. Otworzył oczy,
patrzył w ciemność, ale krajobraz lasu wcale nie uciekł. Miał
wrażenie, że ciągle w nim był. Na mrozie, w nieprzyjaznym
środowisku.
-Tato. - wyrwało mu się, widział ojca stojącego w kącie celi.
Nonsens. Jakim cudem? Przecież nie żył. Sam widział jego ciało.
Tam nikogo nie było. Halucynacje? Czyżby młodzieniec wariował?
Kat cofnął się, niemal automatycznie patrząc w ten sam róg, w
którym skierowane było spojrzenie Ora. Widział ciemność, ale
zdenerwował się. Sam nie wiedział dlaczego, raczej nigdy nie dawał
wyprowadzić się z równowagi. Niepokojące. Pokręcił więc głową
i dla ocucenia przejechał knutem po jego ramieniu w pozornie
uspokajającym geście.
-Twojego ojca tu nie ma, szczeniaku. - powiedział uśmiechając się
z zadowolenia, kiedy zauważył drgnięcie swojego więźnia. Or
wrócił do żywych po chwilowym odpłynięciu gdzieś w nieznane
czeluści swego umysłu. Wiele razy zdarzało się, że więźniowie
tracili tutaj rozum. Nikt im się zresztą nie dziwił, koszmar jaki
przeżywali nie równał się niczemu innemu. Czarnooki kat wiedział,
że w tym wypadku to za wcześnie. To było chwilowe zaburzenie
umysłu wywołane pewnie przez jakieś niezbyt przyjemne wspomnienie
– normalna rzecz szczególnie u tak młodych więźniów, którzy
przebywali tutaj po raz pierwszy.
-Stał tam! - powiedział butnie, odwracając głowę w drugi bok,
starając się chociaż kątem oka wychwycić sylwetkę kata, który
głaszcząc knut przyglądał mu się z uwagą.
-Nikogo nie widziałem. Jesteśmy tutaj tylko ty i ja, kochanie –
powiedział pozornie łagodnie, uśmiechając się do niego szeroko.
- Przypominam ci również – dodał. - Że twój ojciec nie żyje i
spoczywa kilka metrów pod ziemią – niemalże wymruczał. Och tak,
w wydawaniu z siebie takich odgłosów mężczyzna był mistrzem.
Nawet mimo tego, że był jednym z najokrutniejszych.
Dezorientacja niedoszłego następcy tronu była aż nazbyt widoczna.
Odetchnął więc głęboko, ale to wcale nie pomogło. Plecy go
paliły, ściana była chłodna, a palce od zaciskania się na
metalowych łańcuchach cholernie go bolały. Nie miał jednak czasu
o tym myśleć. Mężczyzna zaraz potem już był przy nim.
Przyglądał się jego ciału, spinającym i rozluźniającym się
mięśniach ramion, pleców – jego wzrok schodził w dół, wzdłuż
kręgosłupa – zatrzymał się chwilę na pośladkach, które
również muśnięte były batem. Zaczerwienione pręgi wyglądały
po prostu rozkosznie. Były miodem na serce kata. Piękny widok
równie cudownego ciała. Aż trudno powstrzymać było odruch
oblizania ust. Nikt nie mówił, że kat nie może być perwersyjny.
Dla widoku tak pięknych, okaleczonych ciał właśnie opłacało się
tu pracować. Oczywiście, że skóra młodzieńców była
najbardziej pożądana. Chyba nikt nie chciał oglądać jej w
pomarszczonym wydaniu u starców, którzy i tak nie wytrzymaliby
długich tortur. Niekoniecznie tych fizycznych. Samą psychiczną ich
wersją była wiszenie i oddawanie się myślom. Marzenia, senne
mary, same przemyślenia w takich warunkach stawały się narzędziem
tortur. Wieczna niepewność, niezdecydowanie. I tylko wzrok sunący
po ciele. Nie było nic bardziej przerażającego.
Wzrok przesunął się na jego uda, które były nienaruszone.
Wyjątkowo blady odcień skóry spodobał się mężczyźnie. Woda
zmyła część krwi. Obraz nie był pełny. Nie był już tak piękny
jak chwilę wcześniej, kiedy krew spływała po jego ciele tworząc
nowego Ora. Sponiewieranego władcę, które porównać mógł do
anioła. Boskiego stworzenia, któremu połamano skrzydła i zrównano
go z ziemią.
Ciche westchnięcie wyrwało się z ust mężczyzny. Zmrużył oczy
ponownie i uśmiechając się szeroko przejechał knutem po jego
ramieniu. Or spiął się. Znów czuł się jak obiekt pożądania a
nie jak więzień. Nie rozumiał tego. Nie wiedział czemu mężczyzna
tak się z nim bawi. Czemu wystawia go na próbę.
To nie trwało jednak długo. Odsunął się, tak jak wcześniej,
podziwiając go z pewnej odległości.
-Brakuje mi kolorów na twej skórze – powiedział, przekrzywiając
głowę. Z boku mógł sprawiać wrażenie artysty, który patrzy na
swoje dzieło i zastanawia się jakie poprawki wprowadzić, aby było
idealne. Cudowne. Piękne. A tu brakowało czerwieni. Czerwieni krwi.
Cichy chichot, a potem dźwięk przeszywających powietrze troków.
Odgłos uderzenia o skórę. I krzyk, który wyrwał się z gardła
Ora. Symfonia, piękna melodia. Uderzenie. Pierwsze, drugie, piąte.
Ciągłe jęki i krzyki. Or zacisnął palce na łańcuchach,
ponownie. Nie przejmował się ich bólem, to plecy paliły go żywym
ogniem. Rozpłakał się jak małe dziecko, ale nie błagał, żeby
mężczyzna przestał. Krzyczał, a łzy same spływały po jego
policzkach.
Nagle przestał, aby ponownie przyjrzeć się swemu dziełu. Słysząc
łkanie przyszpilonego do ściany Ora, który wczepiał się w
ścianę, starając pochłonąć cały jej chłód, który miałby
ukoić jego ciało. Krew z otwartych ran spływała po jego plecach.
A potem po pośladkach. Skóra nie była już tak blada. Dzieło
zostało dokończone.
Płaczący anioł z połamanymi skrzydłami wyglądał wprost
cudownie.
Jestem po prostu zadowolona, mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Dziękuję za wszelkie komentarze i opinie, bardzo, ale to bardzo mnie podbudowały. Cieszy mnie to, że komukolwiek to, co piszę się podoba.
Świetny rozdział, tylko szkoda że taki krótki :(
OdpowiedzUsuńBiedny Or, pewnie się nudzi skoro ciągle tylko go biczuje...by się przydały jakieś inne tortury >D
Czekam z niecierpliwością na więcej!!
Dokładnie tak jak napisała osoba wyżej... jakieś inne torturki by się przydały...
OdpowiedzUsuńLepiej nie pytać mnie jakie tortury mam na myśli^^.
Pisz... pisz więcej Książę!< 3 Mrrrr! Niemalże yaoi było!<3
Tak, tak rewelacyjny rozdział jak zwykle. Troszkę mnie przeraża to co piszesz chwilami, ale jak najbardziej jestem na tak. Czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńDobra, trochę obszerniejszy komentarz:
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisany rozdział ale brakuje mi urozmaicenia w torturach, bo szczerze to wygląda tak :przyjdzie, popatrzy, zleje go do krwii i koniec. Niektóre zdania brzmią trochę dziwnie ale to nie szkodzi bo nadrabia całokształt. Mam nadzieję że w następnym rozdziale ruszy trochę bardziej akcja bo ja należę do tych niecierpliwych :P
No i jestem ciekawa czy Or i Kat zdecydują się na poszerzenie swojej znajomości czy jednak zostaną tylko "przyjaciółmi" >D
(Jakby co to ja pisałam 1 komentarz)
Rozdział naprawdę fantastyczny! W końcu znalazłam chwilkę, by przeczytać poprzednie notki i jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu. Masz potencjał i nie zmarnuj go! Jednakże brakuje mi trochę opisów tych tortur. Uwielbiam horrory wszystko z nimi związane, dlatego chciałabym się wczuć w tą sytuację.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;*
[ http://slowa-nic-nie-znacza.blogspot.com/ ]
Świetny rozdział ;d Dokładnie opisujesz każdy ruch mężczyzny i każą myśl Ora. Jestem po prostu zauroczonai czekam na więcej ;d
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do sb:
http://misterio-de-la-vida.blogspot.com/
Omiatając wzrokiem powyższe komentarze widzę, że czytelnicy są żądni nowych technik tortur, niczym kat krwi. Myślę, że mogą mieć rację jeśli Twoje opowiadanie opiera się wyłącznie na torturach i towarzyszącym im przeżyciom Ora. Inaczej akcja przymrze - chyba, że wprowadzisz jakiś inny, świeży element. Niemniej jednak podoba mi się całokształt. Odnośnie Twojej rzekomej pięty achillesowej (powtórzeń ;p), w 2 i 3 zdaniu używasz dwukrotnie "teraz". Myślę, że lepiej brzmiałoby to gdybyś 3-zdaniowe "teraz" przeniosła na początek zdania: "Teraz kat miał zagwarantowany swój czas...". Wybacz, że się tak wtrącam ;p. No i nie rozumiem dlaczego przeraża Cię "wieczne niezdecydowanie" - czy czasem nie jest ono domeną kobiet? ;P
OdpowiedzUsuń"Jesteśmy tutaj tylko ty i ja, kochanie." - Chyba najlepsze zdanie w całym opowiadaniu. Yaoi niemalże w czystej postaci. Dla osób niepozbawionych wyobraźni, w tym mnie, oczywiste jest co się dzieje między jedną opisaną przez Ciebie serią tortur, a drugą. Perwersja :3
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy: stanowczo powtórzenia to u Ciebie koszmar. Ale to już zostało Ci wypomniane, ja to zostawię. Fajnie piszesz krótkimi zdaniami, wiesz? W sumie o wiele bardziej podoba mi się to, niż zdania zajmujące dwie linijki. Przy opisie bezpośredniego katowania bardzo to pasowało.
Dopiero co weszłam na twojego bloga i przeczytałam wszystkie rozdziały. muszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawiły. Jestem zachwycona tym jak piszesz jak to wszystko opisujesz ;D
OdpowiedzUsuńWow. Epickie.
OdpowiedzUsuń