Złowrogi nastrój utrzymywał się ciągle. Mgła nie opadła ani o
milimetr, ba!, zakrywała niemal szczelnie wszystko, cały las. Teraz
nawet istoty chowające się w cieniu czuły się niepewnie. Osaczone
gęstą, białą ścianą, która odgradzała je od siebie.
Powodowała poddenerwowanie i frustrację. Sfrustrowani przywódcy
klanów warczeli na siebie jeszcze bardziej niż dotychczas. Coś
szykowało się. Czaiło się za horyzontem, tylko czasem wyglądając
zza gór. Chichotało, a jego chichot uderzał do głów wszystkich
żyjących. I nie żyjących również. Spoglądało zadowolone,
patrząc jak wszyscy wybijają się wzajemnie. Wystawiało kły,
tylko czekając aż wszystko wpadnie w jej pułapkę. Złowrogi
uśmiech znikał za każdym razem kiedy ktoś się spojrzał, ale był
obecny. Ciągle. Wpatrywał się, wyczekiwał tylko potknięcia. Tak,
jak zawsze. Nawet ochrona Matki i Kochanki Magii tutaj nie pomagała.
Na nic były modły do wszystkich bóstw! Na nic błagano Ariona,
boga sklepienia niebieskiego o łaskę. Nic nie szło po ich myśli.
Nic. Kompletnie nic. Kiedy ciszę przerwał kolejny chichot gdzieś
w zamkowej akademii dało usłyszeć się wrzask. Pełen wściekłości
krzyk, a potem uderzenie w mury. Ten, kto tak się wzburzył
najwyraźniej miał ku temu jakieś powody.
Zerwał się gwałtownie na nogi, krążąc po pomieszczeniu. Był
wściekły. Nawet jego moc uaktywniła się. Mistrz Akademii
zazwyczaj był opanowany. Chodził sztywny, jakby połknął kij od
szczotki. Nigdy nie denerwował się, mierząc każdego z
przeciwników chłodnym, obojętnym, pełnego uprzejmego
zainteresowania spojrzeniem. Na zimno oceniał sytuację. I zazwyczaj
znajdował rozwiązanie. Zupełnie bez emocji, tak, jak gdyby był
ich pozbawiony. Teraz było inaczej. Kompletnie inaczej, tak, jakby
ironiczny uśmiech zza gór spowodował obrócenie się zwyczajów,
tego, co wszyscy robili o sto osiemdziesiąt stopni. Nic nie było
tak jak wcześniej.
Postać siedząca na krześle poruszyła się gwałtownie. Wkopał
się. Sam nawet nie wiedział kiedy. Był informatorem przecież
odkąd Wielki Imperator objął władzę. Wynosił wszystko, co
wiedział. Jeszcze ani razu nikt go nie złapał. Teraz udało im się
wtedy, kiedy dodawał eliksiru na wzmocnienie do wody dla Ora. Już
zdążył mu ją podać. I wtedy został zaciągnięty przed oblicze
tego... pieprzonego, pseudo władcy, któremu nie miał ochoty
służyć. Nie padł przed nim na kolana. Stał wyprostowany, na
pewno dumny. Patrzył na postać siedzącą na tronie uśmiechając
się przy tym ironicznie. Nie bał się go.
-Powiedz mu, że chcę się z nim spotkać. - powiedział Wielki,
mrużąc groźnie oczy, przypatrując się jednemu ze swoich katów.
Miał w swoich szeregach zdrajcę... I w dodatku musiał puścić go
wolno! Żeby przekazał informację! To dopiero było coś. Dobrze
wiedział, że później mężczyzna będzie nieuchwytny. - Że chcę
omówić wypuszczenie tego szczeniaka. Niech lepiej przygotuje
odpowiednią ofertę... - aż oblizał wargi. Każdy wiedział, że w
przy akademickich terenach mieszkały jedne z najpiękniejszych istot
stąpających po ziemi. A informator domyślił się o czym pomyślał
ten przebrzydły... pseudo władca. Bez słowa zniknął. Tak samo
jak wcześniej z gabinetu, aby pojawić się w nim właśnie. I
przekazać informację Amirowi.
-Panie...
On chce się z panem widzieć. Odkrył mnie. Kazał przekazać
informację. Chce się z panem spotkać.
Tylko tyle wystarczyło, aby wyprowadzić Amira z równowagi
psychicznej. Ostatnio ciągle chodził wściekły. Nie poznawał
siebie. Lecz dopiero teraz dał upust wszystkim swoim emocjom. Gniew
zapanował nad jego duszą. A Kochanka Magia wślizgnęła się do
środka, by objąć swoimi ramionami jedno ze swych dzieci, by ukoić
jego wściekłość, rozgoryczenie i żal. Aby ukoić emocje i
zszargane nerwy. Matka i Kochanka Magia kochała swoje dzieci. Dbała
o nie jeśli mogła, i jak najlepiej potrafiła. Cudowna matka.
Najlepsza, jaką mogli sobie wymarzyć. Dała mu swoje
błogosławieństwo. Zmusiła do zatrzymania się i spojrzenia prosto
na mężczyznę siedzącego na krześle. Był dość młody. Wyglądał
na jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat. Maksymalnie
trzydzieści. Był blady, czarne włosy spływały na ramiona,
sięgały mniej więcej do połowy pleców. Przynajmniej kiedy stał.
I miał ciemne oczy, jak niemal każdy kat. Ciemne oczy, teraz
przepełnione czymś co mogło być jakiegoś rodzaju żalem. Żalem
do samego siebie. Spartaczył robotę.
-Jak to chce się ze mną widzieć? - zapytał, uspokajając się już
całkowicie, ponownie stał się swego rodzaju głazem. Kochanka
Magia wymknęła się, zajmując swoją poprzednią pozycję,
obserwując to zza okna. Jednak zaraz i tak zniknęła. Rozpłynęła
się.
-Chce się z tobą widzieć, Panie. - powtórzył, marszcząc brwi. -
Chce dyskutować o uwolnieniu... O uwolnieniu syna byłego władcy.
Powiedział, żebyś przygotował odpowiednią ofertę, Panie.
Wydawało mi się, że chodziło mu o przynajmniej jedną z nimf. -
dodał, a Amir spojrzał na niego jak na idiotę. Jak to chciał
nimf?! Widząc jego spojrzenie były informator odetchnął głęboko.
- Jego wzrok mówił wszystko. - dodał, jakby na poparcie swoich
słów. Mistrz Akademii nie mógł tego zrobić. Nie mógł
przeznaczyć, oddać temu... skończonemu idiocie, katowi,
najpiękniejszych istot. Nie mógł poświęcić ich żywotu tylko
dlatego, żeby odzyskać Ora. Nie mógł. Po prostu nie potrafił.
Jak bardzo nie chciał walczyć o jego życie tak to... Ta przeszkoda
była akurat jedną z tych, których nie da się obejść. Wszystko
zaczęło się komplikować, jeszcze bardziej niż zwykle. A to
wcale, a wcale nie było pocieszające. Wręcz przeciwnie. Dołowało
go to.
-Możesz odejść. - powiedział, siadając w swoim fotelu. Odwrócił
się razem z nim patrząc w kierunku okna. Mężczyzna bez słowa
opuścił pomieszczenie i udał się... Bóg jeden wie gdzie.
Najpewniej do swojej rodziny. W końcu mógł do niej wrócić bez
nerwów. Uściskać dzieci. Ucałować żonę. I powiedzieć, że już
wszystko jest dobrze, że nie musi już wracać do lochów. Że na
jego dłoniach już nie będzie przelana żadna krew. I tego, że już
nikogo nie zabije, bo ktoś mu rozkaże. Wolność była cudowna.
Patrzył się przez okno, Dolina wyglądała teraz zupełnie inaczej
niż rano. Spokojnie. Przerażająco spokojnie. Mgła trochę opadła,
ostatnie promienie zachodzącego słońca lizały drzewa, chcąc
dodać im otuchy, życzyć im dobrej nocy. Słychać było dźwięki
harf. Wszystko było doskonałe. Piękne. Nie było tutaj miejsca na
poranną trwogę, przerażenie. Chichocząca postać zza gór zapadła
w sen. Albo umarła. Chociaż... zawsze naradzała się na nowo,
sprowadzając jeszcze więcej kłopotów. Może lepiej aby tym razem
po prostu zapadła w sen?
Amir myślał. Był zagubiony, sam nie wiedział co mógłby
zaproponować w zamian za uwolnienie Ora. Może Wielki Imperator był
pieprzonym imbecylem. Ale na pewno nie był na tyle głupi, żeby
myśleć, że i Or, i Amir, że ktokolwiek z otoczenia poprzedniego
władcy – Sory III – odpuści mu to, co zrobił. Niemal pewnym
była szykująca się wojna. A nawet jeśli nie wojna to starcie.
Nieubłagane starcie, gdzie szala zwycięstwa nie była przechylona w
żadną stronę. Odetchnął głęboko. Czemu nic nie szło po ich
myśli?
Rozmyślania mężczyzny przerwało pukanie do drzwi. Odwrócił się
w ich kierunku. Do pomieszczenia wszedł jeden z nauczycieli. Był
tutaj najstarszy, ale nigdy nie zgodził się na objęcie stanowiska
Mistrza Akademii. Nienawidził papierkowej roboty. Wolał działać.
Nauczać. Owszem, Amir również nauczał, ale... Rosiel wolał się
poświęcić tylko temu. Miał ponad tysiąc lat. Sporo jak na
nieczłowieka. Westchnął ciężko, patrząc zatroskanym spojrzeniem
na mężczyznę.
-Słyszałem twój wybuch. Mało brakowało, a rozszarpałbyś tego
nieszczęśnika. - powiedział, bezceremonialnie siadając na
krześle. Pozwalał sobie na takie zachowanie i ze względu na wiek,
i ze względu na to, że nauczając tutaj zżył się zresztą
nauczycieli. Byli przyjaciółmi. Cała kadra była przyjaciółmi.
To pomagało bardzo często nawet w tak skomplikowanych sytuacjach,
które pozornie były bez wyjścia. - Co się stało, przyjacielu?
Mów. Jak na spowiedzi. - powiedział, przywołując ruchem
nadgarstka kieliszek z czerwonym winem. Albo coś, co mogło
przypominać czerwone wino, choć wcale nie było alkoholem.
-Ten kretyn, który zabił, albo zlecił zabójstwo Sory chce się ze
mną spotkać. - powiedział, patrząc na niego bezradnie. -
Powiedział, żebym przygotował ofertę. Pierdoloną kartę
przetargową! Zasugerował, żebym sprowadził mu prostytutki,
rozumiesz? On chce, żebym wziął jedną z najpiękniejszych istot,
wyrwał ją z tego świata i skazał albo na śmierć, albo na
wieczne katusze z tym... - aż wzdrygnął się. Nie znalazł słów
aby opisać swoje obrzydzenie. Jego rozmówca skrzywił się. Nie
brzmiało zbyt dobrze. Musieli znaleźć jakąś alternatywę.
Koniecznie. I to szybko, dopóki Wielki Imperator chciał negocjować
– później mogło być już za późno. Nie mogli pozwolić sobie
na zwłokę. Po prostu nie mogli.
-Myślałeś o tym, żeby go podejść? - zapytał, po dłuższej
chwili, upijając kolejny łyk cieczy, która przyjemnie działała
na jego podniebienie. Świeża krew była tym, co Rosiel uwielbiał
najbardziej. Niezależnie od sytuacji w jakiej się znajdował mógłby
pić ją litrami. Amir przyjrzał mu się z uwagą. Czyżby miał
jakiś plan?
-W jaki sposób podejść? - zapytał szczerze zaciekawiony.
-Lilith jest jedną z tych pięknych istot, którą nasz maluczki
imperator chce posiąść. - powiedział spokojnie i ponownie
zmarszczył brwi, zastanawiając się nad kolejnymi swoimi słowami.
Lilith była jedną z oddanych Ciemności. Była oszałamiająco
piękna, jednak równie niebezpieczna. Zwodziła mężczyzn, by potem
korzystać z ich krwi. Energii życiowej. Chociaż miała wiele
romansów, które nie kończyły się śmiercią partnera. Założył
nogę na nogę i spojrzał rozbawiony na swojego przyjaciela. Amir
nadal nie rozumiał! To było takie zabawne! - Jest piękna.
Dosłownie zabójczo piękna. Gdyby zgodziła się zostać elementem
tego przedstawienia... Mogłaby uwieść naszego imperatora.
Wykorzystać jego słabość do pięknych kobiet. I po prostu zabić.
Uwiodłaby go, pożywiła jego ciałem, duszą, byłby nikim.
Osadzilibyśmy Ora na tronie. To tylko kwestia czasu. I wszyscy
byliby szczęśliwy. - Rosiel roześmiał się. Jego plan był niemal
idealny! Zbyt idealny. Coś na pewno poszłoby nie tak. Westchnął
ciężko. Chociaż z drugiej strony to wcale nie było takie głupie.
Amir wysłuchał go do końca i zmarszczył brwi. Po prostu bał się.
Za Wielkim Imperatorem stało teraz wielu ludzi. Niektórzy ze
strachu przed śmiercią swoją i swoich rodzin, a jeszcze inni
dlatego, że byli zaślepieni jego potęgą. Ostatnia grupa jego
popleczników... Po prostu stwierdziła, że skoro przerwał tak
sprawnie działającą dynastię, zabił Sorę III, jego syna wtrącił
do więzienia, a nikt go nie ratował, resztę rodziny królewskiej
wygnał z Imperium... To był na tyle potężny, że jego władza
niosłaby korzyści. Nie tylko dla Imperium, ale być może
zmieniłaby cały kontynent? Nic nie było wiadomo. Ale o Wielkim już
słyszano nawet w oddalonych setki kilometrów stąd Pustyniach.
Jednak chyba tylko dlatego, że wypędzeni dotarli aż tam i każdego
napotkanego na swej drodze ostrzegali przed panującą sytuacją.
- Sam nie wiem, przyjacielu. Nie chcę jej narażać. Lilith może
się nie zgodzić. Chociaż niby lubi Ora. Sam widziałem, jak
zajmowała się nim podczas szkolenia, kiedy znalazł się w jej
rękach. Nie jestem jednak pewien czy będzie zdolna do takiego
poświęcenia. - Amir odetchnął głęboko, przywołując sobie
alkohol. Czerwone wino, takie, jakie uwielbiał najbardziej. Alkohol
przyjemnie koił zmysły, chociaż jednocześnie zaburzał myślenie.
Denerwujące. Był nadczłowiekiem a alkohol działał na niego tak
czy inaczej. Chociaż często to pomagało – tyle dobrego.
-Nie przekonamy się dopóty, dopóki nie spróbujemy. - Rosiel dopił
do końca zawartość swojego kieliszka i odstawił je na drewniane
biurko. - Teraz jest comiesięczny rytuał. Nie możemy jej go
przerwać. Porozmawiam z nią o tym jutro rano. A teraz, Amirze,
odpocznij. Jesteś zmęczony. Ja ruszam na łowy. - zachichotał
jeszcze, przypominał teraz bestię wynurzającą się zza gór. A
potem zniknął, tak, jak znikało wiele osób z jego gabinetu. Amir
pokręcił głową. To nie miało sensu. Ale nie mieli nic do
stracenia.
A Matka Magia czuwała nad nimi.
Or czuł się dziwnie. Kiedy wypił szklankę tamtej wody... Coś się
zmieniło. Rany jakby zagoiły się do końca. Infekcja, która
wdarła się w osłabiony organizm również zanikła. I ten
strażnik, który podawał mu posiłek... Był inny niż zwykle. Nie
patrzył na niego jak na śmiecia. To było zupełnie dziwne. Or tego
nie rozumiał. Ale kiedy ból ustał i uspokoił się na tyle, by móc
racjonalnie myśleć... uśmiechnął się. Pierwszy raz, odkąd był
w lochach uśmiechnął się. Tak zupełnie szczerze, wesoło. Jego
nadzieja została odbudowana. Dobrze wiedział kto o niego walczył.
Amir. Jego... wuj. Wuj, który był mu równie bliski co ojciec,
którego podczas sesji tortur wołał. Cieszył się, Or po prostu
cieszył się. A potem zapadł znowu sen, który nie trwał długo.
Jego kat zjawił się pół godziny później, uśmiechając się i z
lubością patrząc na śpiącego dzieciaka. Jak zwykle szarpnął go
za włosy i wyciągnął do sali tortur.
Zimna rzeczywistość, pomyślał Or. Starał się nie wyrywać. Z
nową nadzieją w sercu szedł do sali swojej gehenny. Wiedział
chociaż, że nie jest sam.
A Matka Magia czuwała nad nim.
Tak czy inaczej dziękuję za wszystkie opinie. Losy Ora toczą się dalej.
Ktoś w komentarzu zapytał co to był za informator, który wpadł... Przecież nic, ani nikt nie jest idealne! Mam nadzieję, że podobało się Wam. I jak zwykle zachęcam do wyrażania swoich opinii.
Bardzo fajny rozdział ale nic w sumie się nie działo...kobieto,dodaj trochę akcji albo uwolnij w końcu biednego Ora :(
OdpowiedzUsuńNie wiem co by tutaj jeszcze napisać...dużo tekstu ale mało dialogów, a szkoda. Tak czy srak czekam na dalszy rozwój wydarzeń :P
PS.
Szablon jest bardzo ładny ale jednak bym wolała jakieś mroczniejsze tło >D
powiem tak: opisy spotkań Ora z katem są... perwersyjne. tak jakby ciut się lubowała w takiej brutalności. Styl jest fajny, chociaż we wcześniejszych rozdziałach czasami ciężko jest w pierwszej chwili zorientować się czy chodzi o kata, czy Ora. później jest to już poprawione. bardzo podoba mi się wątek Magii jako istoty - Kochanki i Matki. pewnie mam dziwne skojarzenia, ale mnie przywodzi to na myśl świat kukiełek. Bohaterowie to marionetki a Magia pociąga za sznurki. Wielki Imperator i Wielki Mistrz - kojarzy mi się z "Trylogią Czarnego Maga" ;) I jednak raczej nie nazwałbym nimfy (mimo, że oddanej Ciemności) Lilith. Tym bardziej, że przypomina ona tu mocno sukubusa a imię Lilith ma mocne koneksje z demonem. W niektórych miejscach brakuje przecinków, gdzieniegdzie są niefortunne wyrażenia, ale to się kryje w całości. Osobiście mi się podoba
OdpowiedzUsuńHaha a ja się wciąż upieram, że chcę seksu między Orem a jego oprawcą!:D
OdpowiedzUsuń"Teraz udało im się wtedy, kiedy dodawał eliksiru na wzmocnienie do wody dla Ora." - poważnie? XD
OdpowiedzUsuńPodobają mi się opisy, które są coraz bardziej bajkowe. Stosujesz masę porównań i epitetów, ale to jedynie pozwala lepiej wyobrazić sobie sytuację, otoczenie czy zachowanie samych postaci. Podoba mi się postać namacalnej Magii, jako patronki i Ora i Amira, i każdej innej postaci... I podpisuję się pod ostatnim komentarzem, też chcę tego seksu! XD
Tak jak czytam o 'Matce Magii', tak na myśl przychodzą mi tylko Czarne Kamienie pani Anne Bishop i nieodłączne 'Matko Noc', czy 'Niech Ciemność ma was w opiece'. ;3 Nie podoba mi się to, że nie wprowadzasz rozróżnienia na dziwki i kobiety, które nie mają wyjścia i są zmuszane do stosunku. Opisujesz to tak, jakby każda kobieta, z którą mężczyzna chce uprawiać seks była automatycznie dziwką, choć może sama tego nie chcieć. A jednak możesz mieć w tym swój własny cel, którego ja tutaj po prostu nie dostrzegam, bądź jeszcze nie dostrzegam. Po opisach z celi: fanka yaoi ? ;3 Ktoś tam wyżej napisał, że akcja stoi w miejscu, ale chyba jestem głupia, bo akcja się rozwija. Nie jakoś specjalnie szybko, ale rozwija się. Na Twoim miejscu nie przejmowałabym się zbytnio tamtą uwagą, ponieważ nie możesz całego opowiadania zawrzeć w jednym rozdziale, no ludzie... Cierpliwości ! Toż to ona Waszą Nadzieją. Amir wydaje się mi głupiutką postacią, ale poczekam z oceną na kolejne rozdziały. Stary już mi się widzi - dziadzio, który pewnie kopnie w kalendarz w połowie wydarzeń, choć mogę się mylić. ;3 Lilith i Ciemność - znajome... No nic.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i do przeczytania
Sperare z placmarzen.blogspot.com
Zazwyczaj nie odpowiadam na komentarze (prawdę powiedziawszy z czystego lenistwa), ale tym razem zrobię taki malutki wyjątek.
UsuńJeśli chodzi o kobiety, chciałam ukazać stosunek Wielkiego Imperatora do kobiet. A nie cały ogół. Opisanej przeze mnie Lilith wcale za dziwkę nie uważam i nigdy nie uważałam, może źle dobrałam słowa, ale nie taki miałam cel. ;)
A co do wymienionych wyżej w Twoim komentarzu, Nathalie i w komentarzu Tomasza, książek... Prawdę powiedziawszy nie znam ich. Zbieżność jest przypadkowa. ^^
A co do Amira... Nie jest taki stary. :3
No i tak! Jestem fanką yaoi, chociaż w tym opowiadaniu wątków miało nie być. Tylko taki mini wątek w tych lochach. Jak będę mieć chęć to może yaoi znajdzie się kiedyś w jakimś bonusie, bo najwyraźniej niewyżyci czytelnicy pragną seksu. :D
Ach, no najwyraźniej źle odebrałam słowa Amira o prostytutkach. ; )
UsuńSerię, którą wymienił Tomasz również czytałam. I powiem Ci szczerze, że to też było jedno z moich skojarzeń, gdy opisałaś, że moc znajduje się w środku nich. Myślę, że pan wyżej tak to sobie złożył, ponieważ w książkach Trudi Canavan główną postacią jest tzw. Wielki Mistrz, a i sama seria jest znana, jeśli siedzi się w nowościach fantastyki.
Z tym dziadziem dotyczyło Rosiela, bo Amir to chyba jeden(razem z obecnym Imperatorem) z przyjaciół Ora z dziecięcych lat ? ;3 Czyli musieliby być w mniej więcej równym wieku, o ile nie mieć po tyle samo lat. 25, tak ?
Mini wątek ? Całe lochy wydały się mi przepełnione yaoi. :D
Pozdrawiam, życzę weny, do przeczytania
Sperare z placmarzen.blogspot.com
Wydawało mi się, że dość jasno napisałam, że Amir był nauczycielem Ora, kiedy ten uczęszczał do Akademii. :)
UsuńJednak to nie pasuje mi do tego, jak o nim myśli. Trochę za dużo o nim wie, jak nauczyciela, ale może tak tam właśnie jest ? : )
UsuńAkademia raczej nie funkcjonuje jak nasza szkoła. No i pisałam również, że Amir był przyjacielem Ojca Ora. No i jakby nie patrzeć Or był następcą Sory III, więc nauczyciele musieli w jego przypadku jeszcze bardziej przyłożyć się do szkolenia. ;)
UsuńNie, nie, jak nasza szkoła to na pewno nie. Ambicje rodziców ? ; ) No tak, to tutaj już mam wszystko jasne. ;3 A Imperator ? Czy łączyło go coś kiedyś z Orem ?
UsuńPisałam bodajże w 1szym rozdziale, że Or skłócony był z synem WI. :)
UsuńTak, ale wcześniej. Nie mogli tak po prostu się skłócić, musieli się wcześniej troszkę znać. Poczekam na następne rozdziały po prostu. :D
UsuńTylko, że jeśli chodzi o konflikt na linii WI - Or, to właśnie w pierwszym rozdziale jest wszystko wyjaśnione. :)
UsuńAle oczywiście zapraszam na kolejne rozdziały! ^^
Jak dla mnie rozdział genialny. Zaczyna się wszystko rozwijać i jest trochę więcej akcji niż w poprzednich rozdziałach. Wcale mnie nie dziwi, że taki ktoś jak WI traktuje kobiety jak dziwki. Zdziwiło mnie to, że Amir używa takich słów ("Ten kretyn, który zabił, albo zlecił zabójstwo Sory chce się ze mną spotkać. - powiedział, patrząc na niego bezradnie. - Powiedział, żebym przygotował ofertę. Pierdoloną kartę przetargową!"). Jednak z niecierpliwością czekam na następne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do sb: http://misterio-de-la-vida.blogspot.com/
Genialnie piszesz. *.*
OdpowiedzUsuń